Mary Shelley (1797-1851)
angielska poetka i pisarka okresu romantyzmu.
Pochodziła z inteligenckiej rodziny, matka była obrończynią praw kobiet, ojciec był wpływowym filozofem, który po śmierci żony nie radził sobie z domem i finasami. Wśród jego uczniów był Percey Shelley, który wspomagał finansowo swojego mistrza. Mary w wieku 17 lat uciekła ze znanym już i wybitnym poetą. Percy był juz jednak żonaty. Oboje w atmosferze skandalu opóścili Anglię. Zwiedzali m.in Szwajcarię osiadając w Genewie. Żona Percy'ego popełniła samobójstwo co pozwoliło parze pobrać się. W Genewie spotkali się z Byronem. Zabawiano się opowieściami i konkursami literackimi. Pod wpływem historii o XVII wiecznych grabażach wykopujących zwłoki w mieście Frankenstein (Ząbkowice Śląskie) Mary miała sen o młodym naukowcu tworzącym potwora. Precy i Mary tworzyli szczęśliwe małżeństwo aż do jego śmierci na morzu. Zdana nałaskę tescia Mary dostała od niego zakaz publikowania.
Frankenstein albo nowoczesny Prometeusz
I wydanie 1818. Powieść w kulturze szczególnie zaistniała w latach 90 XX wieku stając się motywem licznych filmów, kontynuacji i pzreróbek, adaptasji scenicznych itp.
Nowoczesny prometeusz- buntownik, poświęca wszystko by dać ludzkości nieśmiertelność
Frankenstein to powieść o braku miłości, nietolerancji i odzruceniu i tragicznych tego konsekwencjach. Egzystencja potwora prezentuje rozwój ludzkości od zdobycia ognia po literaturę (potwór najbardziej lubił Wertera). Monstrum obserwuje, uczy się, odkrywa świat. Nie posiada imienia, jest nikim. Nie zna też swojego wyglądu. Zostaje odrzuciny bo brzydotę utożsamia się ze złem. Odrzucienie powoduje agresję, nienawiść do świata, instynkt niszczenia. Do tragedii doprowadza także żądza zapanowania nad ludzkim ciałem i wniknięcie w tajniki ludzkiego życia i ludzkiej śmierci.
Wg teologicznej interpretacji Frankenstein to dzieje ludzkości stworzonej przez Boga, który jednak przestraszył się swojefo dzieła i odrzucił je.
Jest tez ostrzeżenim dla naukowców.
Powieść zaczyna się od kilku listów, które do swojej siostry – pani Seville pisze R. Walton. Czytelnik dowiaduje się z nich, że Walton podjął daleką i niebezpieczną wyprawę na Biegun Północny. Pierwszy list wysłany jest z Petersburga, drugi z Archangielska. Walton opisuje siostrze szczegóły swojej wyprawy, załogę, którą udało mu się skompletować. Pisze też o swojej samotności, braku przyjaciela, pragnieniu sławy, którą przedkłada nad bogactwa.
W ostatnich listach Walton opisuje pani Seville dziwne wydarzenie, jakie spotkało jego załogę. Na morzu spotkali człowieka, płynącego na krze w saniach. Był on w bardzo złym stanie - przemarznięty, wychudzony. Załoga, po kilku dniach kuracji, przywróciła mu siły. Walton jest pod ogromnym wrażeniem nieznajomego – jego subtelności, umysłu, kultury. Coraz więcej rozmawiają. Nieznajomy, słysząc o marzeniach Waltona, zdobycia wielkiej sławy bez względu na wszelkie przeciwności, postanowił opowiedzieć mu swoją historię i zdradzić, co doprowadziło go do tragedii. Robi to ku przestrodze, aby uchronić Waltona od popełnienia podobnego błędu. Dalsza treść powieści koncentruje się na opowiadaniu Wiktora Frankensteina (nazwisko nieznajomego), które Walton dokładnie zapisuje.
Frankenstein pochodzi z Genewy, z jednej z najznakomitszych rodzin radców i syndyków. Opowiada o swoich rodzicach, między którymi była duża różnica wieku, ale byli sobie bardzo oddani. Jako że matka Frankensteina była słabego zdrowia, tuż po ślubie jego rodzice zaczęli podróżować, co miało wzmocnić jej zdrowie. Najpierw pojechali do Włoch, potem do Niemiec i Francji. Wiktor urodził się w Neapolu i od niemowlęctwa towarzyszył rodzicom w podróżach. Gdy chłopiec miał 5 lat, wyjechali razem nad jezioro Como. Pani Frankenstein lubiła odwiedzać ubogie rodziny. W jednej z biednych chat zobaczyła piękną dziewczynkę, która bardzo wyróżniała się na tle rodzeństwa. Dziewczynka nie była córką chłopki, ale szlachcica z Mediolanu i Niemki. Gdy jej matka zmarła, ojciec oddał ją tym biednym ludziom na wychowanie, którym jeszcze wtedy lepiej się powodziło. Sam zaś walczył i prawdopodobnie zginął na wojnie, a cały jego majątek skonfiskowano. Elżbieta Lavenza zamieszkała z rodziną Frankensteinów i stała się towarzyszką zabaw Wiktora. Elżbieta i Wiktor wychowywali się razem w zgodzie i harmonii. Gdy Wiktor skończył 7 lat, urodził mu się młodszy braciszek. Wówczas państwo Frankenstein zamieszkali na stałe w rodzinnej Szwajcarii. Mieli dom w Genewie i posiadłość wiejską w Belrive, nad jeziorem. Przeważnie mieszkali w tym drugim domu, z dala od ludzi. Wiktor raczej obojętnie traktował szkolnych kolegów, z wyjątkiem jednego – Henryk Clerval był jego najszczerszym przyjacielem. Henryk był przedsiębiorczy, oczytany w literaturze rycerskiej i romansach średniowiecznych.
Wiktor interesował się nauką, głównie alchemią. Czytał Korneliusza Agrypę, Paracelsusa i Albertusa Magnusa. Gdy skończył 17 lat, rodzice zdecydowali się wysłać go na studia do Ingolstadt. Jednak tuż przed jego wyjazdem zdarzyło się nieszczęście – Elżbieta zapadła na szkarlatynę. Matka opiekowała się nią przez co sama zachorowała i umarła. Po paru tygodniach żałoby Wiktor wyjechał na studia. Po zakwaterowaniu się w nowym miejscu, postanowił odwiedzić najważniejszych profesorów. Najpierw zawitał do profesora nauk przyrodniczych o nazwisku Krempe, który był gburowaty, ale był też świetnym specjalistą w swej dziedzinie. Gdy usłyszał, że Wiktor dotychczas studiował Albertusa Magnusa i Paracelsusa, odrzekł, że to zupełne bzdury już dawno obalone przez naukę i że Wiktor będzie musiał rozpocząć studia od nowa. Wypisał mu też na kartce kilka książek, w które powinien się zaopatrzyć. Wiktor udał się tez na rozmowę do profesora Weldmana, który był bardzo sympatyczny i życzliwy. Zachęcił chłopca do studiowania chemii, ale także pozostałych nauk przyrodniczych, aby jego wiedza była pełna. Z zapałem czytał współczesnych badaczy, chodził na wykłady i utrzymywał kontakty z profesorami. Pogrążony w książkach i badaniach robił bardzo szybkie postępy. Po dwóch latach badań odkrył, jak udoskonalić niektóre przyrządy do badań chemicznych. Jednym ze zjawisk, które szczególnie pociągało Wiktora, była budowa ciała ludzkiego. Wciąż zastanawiał się, skąd wypływa źródło życia. Zaczął zgłębiać gałęzie nauki dotyczące fizjologii, zapoznał się z anatomią. Wreszcie, po wielu dniach i nocach nieustającej pracy, udało mu się odkryć przyczynę rodzenia się i życia. Posiadł nawet zdolność powoływania do życia materii nieożywionej. Zachęcony tym sukcesem, Wiktor postanowił stworzyć człowieka. Pragnął stać się ojcem idealnej rasy, silniejszej niż przeciętni ludzie. Pracował dnie i noce, składał ciała nieboszczyków, łączył żyły i tkanki, aż wreszcie któregoś wieczoru dzieło było gotowe – wystarczyło tchnąć w nie życie – „Świeca była już prawie wypalona, kiedy w jej migoczącym, dogasającym świetle zobaczyłem, jak otwiera się zamglone, żółte oko stworzenia; oddychało ono ciężko, z jego ciałem wstrząsały drgawki. Jakże opisać, co poczułem, ujrzawszy te katastrofę?! Jak opisać nieszczęśnika, którego tworzyłem z takim staraniem, w niekończącym się wysiłku? Członki jego były proporcjonalne i wybrałem mu rysy twarzy, które miały być piękne. Piękne! Wielki Boże! Żółtawa skóra z ledwością zasłaniała kłębowisko mięśni i żył. Włosy miał czarne, błyszczące i faliste, a zęby białe jak perła. Ale te wspaniałości tworzyły tylko bardziej upiorny kontrast z jego wodnistymi oczami – które wydawały się niemal tej samej barwy, co szarobiałe orbity, w których były osadzone – oraz z jego szarobiałą cerą i prostymi, czarnymi wargami”. Nie mogąc znieść widoku potwora, którego stworzył, Wiktor wybiegł z pracowni. Spędził noc w podwórzu domu, a rano wyszedł do miasta. Wtem zobaczył dyliżans, z którego wysiadł jego przyjaciel – Henryk Clerval. Wiktor bardzo ucieszył się na przyjazd przyjaciela. Ze strachem wrócił z nim do swojego mieszkania, na szczęście było puste, nie było śladu potwora. Był to jednak początek choroby nerwowej Wiktora. Kilka miesięcy trwało jego dojście do siebie, a przyjaciel troskliwie się nim opiekował. Po całkowitym wyzdrowieniu Wiktor zapoznał Henryka z profesorami uczelni, zapisał się z nim na zajęcia języków wschodnich, aby skierować swe myśli w inną stronę. Razem wybrali się na wycieczkę do Inglostadt.
Po powrocie Wiktor znalazł czekający na niego list od ojca- jego najmłodszy brat William został zamordowany. Razem z Elżbietą i dwójką jego młodszych braci wybrali się na przechadzkę. William i Ernest zniknęli gdzieś, wrócił tylko Ernest. Szukano chłopca przez całą noc, wreszcie znaleziono go uduszonego. Chłopak udał się natychmiast do Genewy. Do miasta dotarł nocą, gdy jego bramy były już zamknięte. Udał się w miejsce, gdzie zamordowano jego braciszka. Panującą burzę uznał za pogrzeb jego brata, gdy nagle w blasku błyskawicy dostrzegł upiorny kształt – zrozumiał że jego stwór jest mordercom. Za mordercę jednak uznano Justine Moritz, służącą która wychowała się w ich domu. Wszyscy kochali Justine, jednak znaleziono przy niej wisiorek, który William miał tego wieczoru na szyi, Wiktor jednak nie mógł wyjawić kto jest sprawcą, nie uwierzono by mu. Następnego dnia miała odbyć się rozprawa. Justine nie przyznawała się do winy, nie była jednak w stanie wyjaśnić, skąd medalik wziął się w jej kieszeni. Elżbieta powiedziała, że wierzy w niewinność oskarżonej. Dziewczyna jednak została skazana przyznając się do winy. Przed śmiercią wyznała Wiktorowi i Elżbiecie że skłamała za namową księdza grożącego jej wiecznym potępieniem.
Wiktor oskarżał się o śmierć brata i Justine. Wędrował ku dolinie Chamonix, stał u podnóża potężnego Mont Blanc. Tam ujrzał przed sobą w pewnej odległości człowieka, który z ogromną prędkością posuwał się w jego kierunku. Potwór zbliżył się do Wiktora z wyrazem cierpienia i obrzydzenia na twarzy. Wiktor zawołał do niego: „Ty diable! Jak śmiesz zbliżać się do mnie?! Nie boisz się srogiej zemsty, jaką moja ręka wymierzy twej nędznej głowie? Przepadnij, podły robaku! Nie! Lepiej zostań, bym mógł cię zdeptać w pył! Och! Gdybym mógł, unicestwiając twe podłe istnienie, przywrócić imię ofiarom, któreś tak szatańsko zamordował!”. Potwór odrzekł, że spodziewał się takiego przyjęcia. Poprosił jednak Wiktora, by go wysłuchał. Dodał, że to od niego zależy, czy na zawsze opuści miejsca zamieszkałe przez ludzi, czy stanie się jago plaga do końca życia. Wiktor po jakimś czasie uległ prośbie i udał się za potworem do chaty, znajdującej się nieopodal. Gdy doszli na miejsce, usiedli przy ogniu, a potwór rozpoczął swą opowieść.
Na początku potwór w ogóle nie potrafił rozróżniać doznań, odbierał zmysłami zapach, smaki, ale musiało minąć trochę czasu zanim nauczył się panować nad swoimi zmysłami. Najpierw schował się w lesie, ponieważ światło bardzo go raziło. Jadł tam jagody i pił wodę ze strumyka. Dopiero po kilku dniach zaczął rozróżniać doznania zmysłowe i otaczające go kształty. Któregoś dnia natrafił na ognisko pozostawione przez ludzi. Nauczył się, jak działa ogień, że daje ciepło, ale również morze sparzyć. Można też na nim upiec jedzenie i wtedy staje się znacznie lepsze. Po jakimś czasie spadł śnieg, zrobiło się bardzo zimno. Gdy szedł, szukając schronienia, zobaczył chatę. Wszedł do środka, siedział tam pasterz, który na jego widok uciekł z krzykiem. Potwór zjadł resztki śniadania pasterza, a potem zasnął na słomie. Gdy się obudził, zabrał ze sobą odnalezioną w chacie torbę i pozbierał do niej resztki jedzenia, które znalazł. Ruszył w dalszą drogę i po kilku godzinach dotarł do jakiejś wsi. Ludzie na jego widok krzyczeli, uciekali, mdleli. Potwór uciekł dalej w pole i schronił się w niskiej szopie, w której ledwo się mieścił. Rano obejrzał miejsce swego schronienia. Szopa przylegała do chaty, potwór urządził tam sobie schronienie, wyłożył podłogę słomą, zaopatrzył się w jedzenie. Postanowił na razie tu zamieszkać. W chacie mieszkał staruszek z młodym chłopakiem i dziewczyną. Potwór codziennie obserwował ich ze swego ukrycia i zauważył, że są smutni i nieszczęśliwi. Po jakimś czasie odkrył, że przyczyną jest głód, który panuje w chacie. Jako że polubił już bardzo rodzinę, od tego czasu nie podkradał jej już jedzenia, ale zaopatrywał się sam w orzechy czy jagody w lesie. Przysłuchiwał się też rozmowom i podglądał czynności, które wykonywali ludzie. Zaczął powoli poznawać różne słowa i uczyć się języka. Żeby ulżyć im w obowiązkach, potwór zaczął pomagać im w codziennych pracach, przynosić drzewo na opał, odgarniać śnieg. Ludzie nie wiedzieli komu zawdzięczają te przysługi, myśleli, że jakiemuś dobremu duchowi. Po jakimś czasie przyjechała do chaty śliczna dziewczyna. Wszyscy od razy stali się weselsi, a szczególnie chłopak, ponieważ była to jego dawna ukochana. Była to pani z Arabii, której rękę kiedyś obiecano Feliksowi. Potwór dowiedział się historii, jaka kiedyś wydarzyła się ludziom, w których szopie teraz mieszkał. Ojciec Arabki – turecki kupiec był przyczyną ich problemów. Rodzina, która teraz mieszkała w ubogiej chacie, była kiedyś bardzo bogata i poważana. Nazywali się de Lacey. Ojciec Safie (kupiec) z niejasnych przyczyn stał się niewygodny dla rządu, został uwięziony i skazany na śmierć. Feliks, który już wtedy był zakochany w Safie przyrzekł sobie, że mu pomoże. Dzień przed karą śmierci zorganizował ucieczkę kupca i wywiózł go poza miasto. Kupcowi udało się wyjechać do Turcji, a rodzinę de Lacey zamknięto w więzieniu za pomoc w ucieczce. Wkrótce wypuszczono ich, ale konfiskując cały ich majątek i wypędzając z miasta. Safie nie pojechała za ojcem do Turcji, postanowiła odnaleźć Feliksa i teraz jej się to udało. Wszyscy byli szczęśliwi, gdyż młodzi znów byli razem.
Feliks uczył Safie języka, czytając jej Upadek imperiów Volneya. Potwór także słuchał i poznawał język coraz lepiej. Postanowił, że ujawni się rodzinie, gdy już bardzo dobrze nauczył się mówić. Chciał zdobyć ich przychylność i mieć wreszcie jakichś przyjaciół. Wreszcie nadszedł dzień, gdy postanowił wejść do chaty. Pomyślał jednak, ze najpierw porozmawia tylko ze starcem, był on niewidomy, więc nie mógł wystraszyć go wygląd potwora. Tak też uczynił. Gdy któregoś dnia Agata, Feliks i Safie poszli na spacer, a starzec został sam, zapukał do jego drzwi. Wszedł i zaczął opowiadać mu swoją historię. Mówił, że nie ma przyjaciół, że wszyscy nim gardzą. Powiedział, że idzie do pewnej rodziny, ale boi się, że nie przyjmą go, ze względu na paskudny wygląd. Wtem usłyszał, jak nadchodzą dzieci staruszka. Wtedy rzucił mu się do kolan i powiedział, i powiedział, że to oni są tą rodziną i żeby mu pomógł. Drzwi się otwarł i weszli Feliks, Agata i Safie. Agata na jego widok zemdlała, Safie uciekła, a Feliks zdzielił go kijem. Przerażony potwór uciekł do szopy. Rodzina wkrótce wyjechała na zawsze. Potwór usłyszał rozmowę Feliksa z dzierżawcą, który mówił, że muszą opuścić chatę i chronić ojca, któremu grozi niebezpieczeństwo.
Wszystkie dobre uczucia, które w tym czasie przejawiał twór Frankensteina zmieniły się w gwałtowną nienawiść. W fartuchu, który miał na sobie, a w który odział się jeszcze w laboratorium, gdzie został stworzony, znalazł notatki Wiktora. Teraz wiedział już, kim jest jego stwórca, w jaki sposób go stworzył i jakim obrzydzeniem zareagował na jego widok. Postanowił się zemścić. Ruszył w kierunku Genewy. Po jakimś czasie błądzenia i długiej drogi wreszcie dotarł. Zobaczył niedaleko małego chłopczyka. Pomyślał, że może gdyby go ten mógłby się z nim zaprzyjaźnić, dzieci nie boją się szpetoty, nie mają jeszcze żadnych uprzedzeń. Chwycił chłopca, a ten zaczął się wyrywać i krzyczeć. Nazwał go potworem i ohydą, a potem powiedział, że jego tatuś Frankestein jest znana osobą i go ukarze. Gdy potwór usłyszał znane sobie nazwisko, wpadł w jeszcze większą wściekłość. Postanowił, że chłopiec będzie jego pierwszą ofiarą i udusił go. Później, gdy chciał znaleźć schronienie w szopie, zobaczył tam leżącą młodą dziewczynę. Pomyślał o tym jaka jest piękna i jakby chciał mieć taką towarzyszkę, jednak zaraz potem doszedł do wniosku, że dziewczyna i tak by go nie chciała i postanowił ją ukarać. Wrzucił jej do kieszeni wisiorek, który zerwał z szyi chłopca.
Potwór zażądał od Frankensteina stworzenia mu towarzyszki, takiej samej jak on. Powiedział, że gdy tylko dostanie partnerkę dla siebie, Wiktor już nigdy go nie zobaczy. Wreszcie udało mu się namówić Frankensteina. Zgodził się stworzyć mu kobietę, aby tamten dał mu spokój. Wiktor wrócił do Genewy, ale wciąż nie mógł zabrać się do pracy. Myśl o tym, że znów mógłby stworzyć istotę tak szkaradną przyprawiała go o mdłości. Musiał wyjechać do Anglii, mieszkali tam naukowcy, którzy już kiedyś zrobili coś podobnego. Chciał zapoznać się z ich odkryciami. Tymczasem ojciec namawiał Wiktora na rychły ślub z Elżbietą. Chłopak postanowił, że najpierw musi spełnić swoje zobowiązanie, a dopiero potem może ożenić się z czystym sumieniem. Powiedział, że weźmie ślub z dziewczyną zaraz po powrocie z Anglii. Do Anglii udał się z nim Henryk Clerval. Spędzili tam kilka miesięcy, następnie dostali zaproszenie do Szkocji. W Szkocji Wiktor postanowił opuścić Henryka. Musiał zostać sam, by zabrać się do pracy. Powiedział przyjacielowi, by zaczekał na niego kilka miesięcy. Udał się na wyspę w odległym zakątku Szkocji, gdzie było tylko kilka chat. Nikt się nim tutaj nie interesował i nikt mu nie przeszkadzał. Zabrał się do pracy, całymi dniami pracował, a nocą wypływał łodzią na jezioro, później znów całymi dniami i nocami nie wychodził. Zbliżał się koniec jego pracy. Dzieło było prawie ukończone. Wiktora ogarnęły wątpliwości, nowe jego dzieło mogło być jeszcze gorsze. Zobaczywszy w oknie potwora, rzucił się na swe nowe stworzenie i rozszarpał je na strzępy. Potwór, widząc to, odszedł z wyciem bólu i zemsty. Wrócił chcąc wiedzieć dlaczego Wiktor złamał obietnicę, zagroził mu: „Będę przy tobie w twoja noc poślubną!”.
Gdy Wiktor spakował wszystkie swoje rzeczy, wsiadł na łódź i zaczął płynąć do portu. Ukołysany wiatrem zasnął, a gdy się zbudził, zobaczył, że mocny prąd ściągnął go z właściwego kursu, nie wiedział gdzie jest, zaczął ogarniać go strach. Po wielu godzinach zobaczył ląd. Za wzruszenia zaczął płakać. Gdy przybił do brzegu, otoczyła go gromada ludzi, którzy zaczęli nazywać go łajdakiem i oskarżać o zbrodnię. Okazało się, że w nocy zabito młodego mężczyznę, morderca zaś miał podobno odpłynąć taką sama łodzią, jaką przypłynął teraz Wiktor. Zabrano go przed oblicze sędziego. Kilku mężczyzn zaczęło zeznawać przeciwko niemu. Po rozprawie postanowiono pokazać zamordowanego mężczyznę Wiktorowi, aby zobaczyć, jakie wrażenie na nim zrobi. Gdy zaprowadzono go do pokoju, gdzie leżał zmarły, z przerażeniem stwierdził, że był to jego przyjaciel – Henryk Clerval. Wiktor zaczął rzucać się w konwulsjach, aż stracił przytomność. Przez dwa miesiące był na granicy śmierci, gdy się ocknął, był w więzieniu. Opiekowała się nim kobieta, która była oschła i nieczuła na jego los. Odwiedził go też jednak sędzia, który okazał się przychylnie nastawiony. Przejrzał dokumenty, które Wiktor miał przy sobie, skontaktował się z jego bliskimi i wierzył w niewinność chłopaka. Wiktora w celi odwiedził też ojciec. Po niedługim czasie chłopak został uniewinniony i udał się z ojcem do Genewy. Po przyjeździe zaczęły się przygotowania do ślubu jego i Elżbiety. Wiktor powiedział dziewczynie, że nosi w sobie tajemnicę, którą wyjawi jej po ślubie, gdyż nie chce, żeby mieli przed sobą sekrety. Po przyjęciu weselnym udali się w podróż rzeką. Wieczorem dopłynęli do Evian, gdzie zatrzymali się w gospodzie na noc. Wiktor powiedział do Elżbiety, by się położyła, on sam poszedł sprawdzić jeszcze wszystkie korytarze i zakamarki, czy potwór gdzieś się nie ukrył. Wtem usłyszał przerażający krzyk. Gdy dobiegł do pokoju, zastał już Elżbietę martwą. Na jej szyi widniały ślady rąk potwora. Zobaczył w oknie jego szyderczą twarz. Strzelił z pistoletu w jego stronę, ale potwór uciekł. Oszołomiony i załamany Wiktor wrócił do Genewy. Ojciec załamał się i po kilku dniach umarł. Chłopak postanowił, że pomści śmierć swoich bliskich, znajdzie potwora i go zabije. Najpierw poszedł do sędziego, opowiedział mu całą historię i poprosił o pomoc w schwytaniu przestępcy. Sędzia zdawał się nie bardzo wierzyć jego słowom, powiedział jednak, że zrobi co będzie mógł. Następnego dnia chłopak ruszył w drogę. Dniami i nocami tropił demona. Czasem widział jego ślad, czasem go gubił, jednak niestrudzenie szedł przed siebie. Śniegi i mrozy stawały się coraz większe. Demon zostawiał mu wiadomości, szydząc z niego. Chłopak zaopatrzył się w sanie i powoli zdawał się doganiać potwora. Jednak wtedy pękła kra lodowa i odcięła go od nieprzyjaciela. Wtedy znalazł go statek.
W kolejnych listach Walton opisuje co stało się dalej. Wiktor coraz bardziej zapadał na zdrowiu. Tymczasem statek był w wielkim niebezpieczeństwie. Okrążały go góry lodowe, umożliwiając ucieczkę i grożąc zniszczeniem statku. Załoga zaczęła się buntować. Wymusili na Waltonie, żeby zawrócili i zakończyli podróż, gdy tylko uda im się wydostać z tej sytuacji. Po jakimś czasie lody na rzece zaczęły pękać i droga powrotna była możliwa. W tym czasie Wiktor stał się coraz słabszy. Po kilku dniach zmarł. Wtedy przyszedł do niego potwór. „To też jest moja ofiara! – wykrzyknął. – Poprzez ten mord dopełniły się moje zbrodnie. Oto dobiega kresu nędzne me istnienie! O, Frankensteinie, szlachetna i pełna poświęcenia istoto! Na cóż zda mi się teraz prosić cię o przebaczenie? Mnie, którym cię zniszczył, zgładzając wszystkich, których ty kochałeś. Niestety! Wszak on jest zimny i nic mi nie odpowie...”. Zaczął tłumaczyć Waltonowi swoje cierpienia, powiedział też, że teraz odpłynie na krze daleko i spali się na stosie. Nie chciał żyć dalej. Następnie wyskoczył przez okno i odpłynął.
angielska poetka i pisarka okresu romantyzmu.
Pochodziła z inteligenckiej rodziny, matka była obrończynią praw kobiet, ojciec był wpływowym filozofem, który po śmierci żony nie radził sobie z domem i finasami. Wśród jego uczniów był Percey Shelley, który wspomagał finansowo swojego mistrza. Mary w wieku 17 lat uciekła ze znanym już i wybitnym poetą. Percy był juz jednak żonaty. Oboje w atmosferze skandalu opóścili Anglię. Zwiedzali m.in Szwajcarię osiadając w Genewie. Żona Percy'ego popełniła samobójstwo co pozwoliło parze pobrać się. W Genewie spotkali się z Byronem. Zabawiano się opowieściami i konkursami literackimi. Pod wpływem historii o XVII wiecznych grabażach wykopujących zwłoki w mieście Frankenstein (Ząbkowice Śląskie) Mary miała sen o młodym naukowcu tworzącym potwora. Precy i Mary tworzyli szczęśliwe małżeństwo aż do jego śmierci na morzu. Zdana nałaskę tescia Mary dostała od niego zakaz publikowania.
- Frankenstein 1818
- Valperga 1823 historyczna powieśc o średniowiecznej Italii
- Ostatni człowiek 1826 elementy s-fi
- Lodore- autobiograficzna
- Wedrówki po Niemczech i Włoszech
"Wkrótce fale uniosły go w dal, aż zniknął w ciemności i przestrzeni"
Frankenstein albo nowoczesny Prometeusz
I wydanie 1818. Powieść w kulturze szczególnie zaistniała w latach 90 XX wieku stając się motywem licznych filmów, kontynuacji i pzreróbek, adaptasji scenicznych itp.
Nowoczesny prometeusz- buntownik, poświęca wszystko by dać ludzkości nieśmiertelność
Frankenstein to powieść o braku miłości, nietolerancji i odzruceniu i tragicznych tego konsekwencjach. Egzystencja potwora prezentuje rozwój ludzkości od zdobycia ognia po literaturę (potwór najbardziej lubił Wertera). Monstrum obserwuje, uczy się, odkrywa świat. Nie posiada imienia, jest nikim. Nie zna też swojego wyglądu. Zostaje odrzuciny bo brzydotę utożsamia się ze złem. Odrzucienie powoduje agresję, nienawiść do świata, instynkt niszczenia. Do tragedii doprowadza także żądza zapanowania nad ludzkim ciałem i wniknięcie w tajniki ludzkiego życia i ludzkiej śmierci.
Wg teologicznej interpretacji Frankenstein to dzieje ludzkości stworzonej przez Boga, który jednak przestraszył się swojefo dzieła i odrzucił je.
Jest tez ostrzeżenim dla naukowców.
Frankenstein jako powieść gotycka
Powołanie do życia potwora z martwych ciał jest elementem fantastycznym. Średniowieczne zamczysko zostaje zastąpione przez laboratorium pełnie dziwnych i przerażających urządzeń i mikstru. Pwołaniu do życia potwora towarzyszy burza. Powieść obfituje w ponure i tajemnicze wydarzenia, duża część akcji dzieje się nocą. Wiktor Frankenstein poszukujący po zmroku zwłok do stworzenia monstrum, nocna praca w laboratorium, ożywienie potwora podczas burzowej nocy i koszmary senne, jakie następnie towarzyszyły jego stwórcy. Kolejnym elementem jest poczucie przekleństwa, jakie ciąży nad głównym bohaterem. Frankenstein sam odczytuje koleje swego dzieciństwa i wczesnej młodości jako zapowiedź tego, co wydarzyło się później. Później zaś posiadał ciągłe wrażenie, że jest śledzony przez swoje dzieło, i tak zresztą było w istocie
Wiktor Frankenstein
Wiktor Frankenstein wychował
się w Genewie, otoczony przyrodą, kochającą
rodziną i przyjaciółmi. Od
najmłodszych lat przejawiał naukowe zainteresowania. Fascynowała go natura oraz
tajemnicza alchemia i starał się zgłębić dostępną o niej wiedzę z dzieł
Paracelsusa i Alberta Magnusa. Wkrótce przeżył jednak rozczarowanie
pseudonauką. Postanawia zgłębić
prawdziwą wiedzę o świecie, opuścił dom by rozpocząć studia w Ingolstadt. Tam rzucił się w wir nauki, zyskując przekonanie, że świat nie ma już przed nim żadnych tajemnic.
Szczególnie poświęcił się studiowaniu człowieka: jego anatomii oraz procesach rozkładu ludzkiego ciała. Czując się bogiem chce stworzyć nową rasę doskonałych i nieśmiertelnych. W szale tworzenia zapomina o całym świecie. Nie rozważa konsekwencji swojego czynu. Dopiero wraz z ożywieniem swojego dzieła ukazuje mu się cała potworność. Nie bierze odpowiedzialności za swoje dzieło i nie chce miec z nim do czynienia. Uczucie obrzydzenia przeradza się w nienawiść do kreatury, która pozostawiona sama sobie dokonuje morderstwa. Nie dostrzega, że to nie twór był zły, ale uczyniło go takim odrzucienie i wzgarda. Tragizm postaci wynika jedynie z jego własnych czynów, nie zaś z fatum jak sam myśli.
Potwór Frankensteina
Stwór jest jak dziecko, które przychodzi na świat nie mając żadnej wiedzy. Opuszczony przez sowjego stwórcę zostaje zdany na siebie. Stopniowo uczy się zdobywać pożywienie, korzystać z ognia który nie tylko może ogrzewać, ale i ranić. Obserwując z ukrycia ludzi uczy się mowy, astrakcyjnych pojęć. Widzi tez swoje odbicie w wodzie i zaczyna rozumieć swoją brzydotę. Przezywa cierpienia nie mając imienia- nikt, wiedząc, że jest jedyny i nie znajdzie osoby zdolnej go pokochać. Wiedzę o świecie czerpie z
lektury "Cierpień młodego Wertera" Goethego, "Żywotów"
Plutarcha i "Raju utraconego" Miltona, zwłaszcza zaś ten ostatni robi
na nim ogromne wrażenie, ponieważ postać biblijnego Adama przypomina mu jego
samego. Odnajduje kartki pamiętnika Frankensteina, z których dowiaduje się,
jaką nienawiścią darzy go jego stwórca. Postanawia go odnaleźć. Jego pierwsza zbrodnia nie była zaplanowana. Chciał poznać swego stwórcę by ten powołał do życia towarzyszkę potwora. Monstrum chce tylko mieć kogoś kto go pokocha. Złamanie obietnicy przez Frankensteina sprawia, że potwór mści się. Nie pozwala na szczęście, którego jemu odmówiono. Frankensteina nie jest więc
tylko bezmyślną kreaturą, jest stworzeniem znającym mowę i pismo, posługującym
się pięknym językiem, znanym z poznanej literatury oraz pragnącym miłości. Jego
czyny są efektem braku akceptacji, nie zaś własnego złego charakteru, dlatego
jest on postacią tragiczną.
Streszczenie
Miejsca akcji to Genewa, Inglostadt, Londyn, Północne morza i inne pomniejsze miejscowości w pobliżu Szwajcarii. Czas akcji to XVIII wPowieść zaczyna się od kilku listów, które do swojej siostry – pani Seville pisze R. Walton. Czytelnik dowiaduje się z nich, że Walton podjął daleką i niebezpieczną wyprawę na Biegun Północny. Pierwszy list wysłany jest z Petersburga, drugi z Archangielska. Walton opisuje siostrze szczegóły swojej wyprawy, załogę, którą udało mu się skompletować. Pisze też o swojej samotności, braku przyjaciela, pragnieniu sławy, którą przedkłada nad bogactwa.
W ostatnich listach Walton opisuje pani Seville dziwne wydarzenie, jakie spotkało jego załogę. Na morzu spotkali człowieka, płynącego na krze w saniach. Był on w bardzo złym stanie - przemarznięty, wychudzony. Załoga, po kilku dniach kuracji, przywróciła mu siły. Walton jest pod ogromnym wrażeniem nieznajomego – jego subtelności, umysłu, kultury. Coraz więcej rozmawiają. Nieznajomy, słysząc o marzeniach Waltona, zdobycia wielkiej sławy bez względu na wszelkie przeciwności, postanowił opowiedzieć mu swoją historię i zdradzić, co doprowadziło go do tragedii. Robi to ku przestrodze, aby uchronić Waltona od popełnienia podobnego błędu. Dalsza treść powieści koncentruje się na opowiadaniu Wiktora Frankensteina (nazwisko nieznajomego), które Walton dokładnie zapisuje.
Frankenstein pochodzi z Genewy, z jednej z najznakomitszych rodzin radców i syndyków. Opowiada o swoich rodzicach, między którymi była duża różnica wieku, ale byli sobie bardzo oddani. Jako że matka Frankensteina była słabego zdrowia, tuż po ślubie jego rodzice zaczęli podróżować, co miało wzmocnić jej zdrowie. Najpierw pojechali do Włoch, potem do Niemiec i Francji. Wiktor urodził się w Neapolu i od niemowlęctwa towarzyszył rodzicom w podróżach. Gdy chłopiec miał 5 lat, wyjechali razem nad jezioro Como. Pani Frankenstein lubiła odwiedzać ubogie rodziny. W jednej z biednych chat zobaczyła piękną dziewczynkę, która bardzo wyróżniała się na tle rodzeństwa. Dziewczynka nie była córką chłopki, ale szlachcica z Mediolanu i Niemki. Gdy jej matka zmarła, ojciec oddał ją tym biednym ludziom na wychowanie, którym jeszcze wtedy lepiej się powodziło. Sam zaś walczył i prawdopodobnie zginął na wojnie, a cały jego majątek skonfiskowano. Elżbieta Lavenza zamieszkała z rodziną Frankensteinów i stała się towarzyszką zabaw Wiktora. Elżbieta i Wiktor wychowywali się razem w zgodzie i harmonii. Gdy Wiktor skończył 7 lat, urodził mu się młodszy braciszek. Wówczas państwo Frankenstein zamieszkali na stałe w rodzinnej Szwajcarii. Mieli dom w Genewie i posiadłość wiejską w Belrive, nad jeziorem. Przeważnie mieszkali w tym drugim domu, z dala od ludzi. Wiktor raczej obojętnie traktował szkolnych kolegów, z wyjątkiem jednego – Henryk Clerval był jego najszczerszym przyjacielem. Henryk był przedsiębiorczy, oczytany w literaturze rycerskiej i romansach średniowiecznych.
Wiktor interesował się nauką, głównie alchemią. Czytał Korneliusza Agrypę, Paracelsusa i Albertusa Magnusa. Gdy skończył 17 lat, rodzice zdecydowali się wysłać go na studia do Ingolstadt. Jednak tuż przed jego wyjazdem zdarzyło się nieszczęście – Elżbieta zapadła na szkarlatynę. Matka opiekowała się nią przez co sama zachorowała i umarła. Po paru tygodniach żałoby Wiktor wyjechał na studia. Po zakwaterowaniu się w nowym miejscu, postanowił odwiedzić najważniejszych profesorów. Najpierw zawitał do profesora nauk przyrodniczych o nazwisku Krempe, który był gburowaty, ale był też świetnym specjalistą w swej dziedzinie. Gdy usłyszał, że Wiktor dotychczas studiował Albertusa Magnusa i Paracelsusa, odrzekł, że to zupełne bzdury już dawno obalone przez naukę i że Wiktor będzie musiał rozpocząć studia od nowa. Wypisał mu też na kartce kilka książek, w które powinien się zaopatrzyć. Wiktor udał się tez na rozmowę do profesora Weldmana, który był bardzo sympatyczny i życzliwy. Zachęcił chłopca do studiowania chemii, ale także pozostałych nauk przyrodniczych, aby jego wiedza była pełna. Z zapałem czytał współczesnych badaczy, chodził na wykłady i utrzymywał kontakty z profesorami. Pogrążony w książkach i badaniach robił bardzo szybkie postępy. Po dwóch latach badań odkrył, jak udoskonalić niektóre przyrządy do badań chemicznych. Jednym ze zjawisk, które szczególnie pociągało Wiktora, była budowa ciała ludzkiego. Wciąż zastanawiał się, skąd wypływa źródło życia. Zaczął zgłębiać gałęzie nauki dotyczące fizjologii, zapoznał się z anatomią. Wreszcie, po wielu dniach i nocach nieustającej pracy, udało mu się odkryć przyczynę rodzenia się i życia. Posiadł nawet zdolność powoływania do życia materii nieożywionej. Zachęcony tym sukcesem, Wiktor postanowił stworzyć człowieka. Pragnął stać się ojcem idealnej rasy, silniejszej niż przeciętni ludzie. Pracował dnie i noce, składał ciała nieboszczyków, łączył żyły i tkanki, aż wreszcie któregoś wieczoru dzieło było gotowe – wystarczyło tchnąć w nie życie – „Świeca była już prawie wypalona, kiedy w jej migoczącym, dogasającym świetle zobaczyłem, jak otwiera się zamglone, żółte oko stworzenia; oddychało ono ciężko, z jego ciałem wstrząsały drgawki. Jakże opisać, co poczułem, ujrzawszy te katastrofę?! Jak opisać nieszczęśnika, którego tworzyłem z takim staraniem, w niekończącym się wysiłku? Członki jego były proporcjonalne i wybrałem mu rysy twarzy, które miały być piękne. Piękne! Wielki Boże! Żółtawa skóra z ledwością zasłaniała kłębowisko mięśni i żył. Włosy miał czarne, błyszczące i faliste, a zęby białe jak perła. Ale te wspaniałości tworzyły tylko bardziej upiorny kontrast z jego wodnistymi oczami – które wydawały się niemal tej samej barwy, co szarobiałe orbity, w których były osadzone – oraz z jego szarobiałą cerą i prostymi, czarnymi wargami”. Nie mogąc znieść widoku potwora, którego stworzył, Wiktor wybiegł z pracowni. Spędził noc w podwórzu domu, a rano wyszedł do miasta. Wtem zobaczył dyliżans, z którego wysiadł jego przyjaciel – Henryk Clerval. Wiktor bardzo ucieszył się na przyjazd przyjaciela. Ze strachem wrócił z nim do swojego mieszkania, na szczęście było puste, nie było śladu potwora. Był to jednak początek choroby nerwowej Wiktora. Kilka miesięcy trwało jego dojście do siebie, a przyjaciel troskliwie się nim opiekował. Po całkowitym wyzdrowieniu Wiktor zapoznał Henryka z profesorami uczelni, zapisał się z nim na zajęcia języków wschodnich, aby skierować swe myśli w inną stronę. Razem wybrali się na wycieczkę do Inglostadt.
Po powrocie Wiktor znalazł czekający na niego list od ojca- jego najmłodszy brat William został zamordowany. Razem z Elżbietą i dwójką jego młodszych braci wybrali się na przechadzkę. William i Ernest zniknęli gdzieś, wrócił tylko Ernest. Szukano chłopca przez całą noc, wreszcie znaleziono go uduszonego. Chłopak udał się natychmiast do Genewy. Do miasta dotarł nocą, gdy jego bramy były już zamknięte. Udał się w miejsce, gdzie zamordowano jego braciszka. Panującą burzę uznał za pogrzeb jego brata, gdy nagle w blasku błyskawicy dostrzegł upiorny kształt – zrozumiał że jego stwór jest mordercom. Za mordercę jednak uznano Justine Moritz, służącą która wychowała się w ich domu. Wszyscy kochali Justine, jednak znaleziono przy niej wisiorek, który William miał tego wieczoru na szyi, Wiktor jednak nie mógł wyjawić kto jest sprawcą, nie uwierzono by mu. Następnego dnia miała odbyć się rozprawa. Justine nie przyznawała się do winy, nie była jednak w stanie wyjaśnić, skąd medalik wziął się w jej kieszeni. Elżbieta powiedziała, że wierzy w niewinność oskarżonej. Dziewczyna jednak została skazana przyznając się do winy. Przed śmiercią wyznała Wiktorowi i Elżbiecie że skłamała za namową księdza grożącego jej wiecznym potępieniem.
Wiktor oskarżał się o śmierć brata i Justine. Wędrował ku dolinie Chamonix, stał u podnóża potężnego Mont Blanc. Tam ujrzał przed sobą w pewnej odległości człowieka, który z ogromną prędkością posuwał się w jego kierunku. Potwór zbliżył się do Wiktora z wyrazem cierpienia i obrzydzenia na twarzy. Wiktor zawołał do niego: „Ty diable! Jak śmiesz zbliżać się do mnie?! Nie boisz się srogiej zemsty, jaką moja ręka wymierzy twej nędznej głowie? Przepadnij, podły robaku! Nie! Lepiej zostań, bym mógł cię zdeptać w pył! Och! Gdybym mógł, unicestwiając twe podłe istnienie, przywrócić imię ofiarom, któreś tak szatańsko zamordował!”. Potwór odrzekł, że spodziewał się takiego przyjęcia. Poprosił jednak Wiktora, by go wysłuchał. Dodał, że to od niego zależy, czy na zawsze opuści miejsca zamieszkałe przez ludzi, czy stanie się jago plaga do końca życia. Wiktor po jakimś czasie uległ prośbie i udał się za potworem do chaty, znajdującej się nieopodal. Gdy doszli na miejsce, usiedli przy ogniu, a potwór rozpoczął swą opowieść.
Na początku potwór w ogóle nie potrafił rozróżniać doznań, odbierał zmysłami zapach, smaki, ale musiało minąć trochę czasu zanim nauczył się panować nad swoimi zmysłami. Najpierw schował się w lesie, ponieważ światło bardzo go raziło. Jadł tam jagody i pił wodę ze strumyka. Dopiero po kilku dniach zaczął rozróżniać doznania zmysłowe i otaczające go kształty. Któregoś dnia natrafił na ognisko pozostawione przez ludzi. Nauczył się, jak działa ogień, że daje ciepło, ale również morze sparzyć. Można też na nim upiec jedzenie i wtedy staje się znacznie lepsze. Po jakimś czasie spadł śnieg, zrobiło się bardzo zimno. Gdy szedł, szukając schronienia, zobaczył chatę. Wszedł do środka, siedział tam pasterz, który na jego widok uciekł z krzykiem. Potwór zjadł resztki śniadania pasterza, a potem zasnął na słomie. Gdy się obudził, zabrał ze sobą odnalezioną w chacie torbę i pozbierał do niej resztki jedzenia, które znalazł. Ruszył w dalszą drogę i po kilku godzinach dotarł do jakiejś wsi. Ludzie na jego widok krzyczeli, uciekali, mdleli. Potwór uciekł dalej w pole i schronił się w niskiej szopie, w której ledwo się mieścił. Rano obejrzał miejsce swego schronienia. Szopa przylegała do chaty, potwór urządził tam sobie schronienie, wyłożył podłogę słomą, zaopatrzył się w jedzenie. Postanowił na razie tu zamieszkać. W chacie mieszkał staruszek z młodym chłopakiem i dziewczyną. Potwór codziennie obserwował ich ze swego ukrycia i zauważył, że są smutni i nieszczęśliwi. Po jakimś czasie odkrył, że przyczyną jest głód, który panuje w chacie. Jako że polubił już bardzo rodzinę, od tego czasu nie podkradał jej już jedzenia, ale zaopatrywał się sam w orzechy czy jagody w lesie. Przysłuchiwał się też rozmowom i podglądał czynności, które wykonywali ludzie. Zaczął powoli poznawać różne słowa i uczyć się języka. Żeby ulżyć im w obowiązkach, potwór zaczął pomagać im w codziennych pracach, przynosić drzewo na opał, odgarniać śnieg. Ludzie nie wiedzieli komu zawdzięczają te przysługi, myśleli, że jakiemuś dobremu duchowi. Po jakimś czasie przyjechała do chaty śliczna dziewczyna. Wszyscy od razy stali się weselsi, a szczególnie chłopak, ponieważ była to jego dawna ukochana. Była to pani z Arabii, której rękę kiedyś obiecano Feliksowi. Potwór dowiedział się historii, jaka kiedyś wydarzyła się ludziom, w których szopie teraz mieszkał. Ojciec Arabki – turecki kupiec był przyczyną ich problemów. Rodzina, która teraz mieszkała w ubogiej chacie, była kiedyś bardzo bogata i poważana. Nazywali się de Lacey. Ojciec Safie (kupiec) z niejasnych przyczyn stał się niewygodny dla rządu, został uwięziony i skazany na śmierć. Feliks, który już wtedy był zakochany w Safie przyrzekł sobie, że mu pomoże. Dzień przed karą śmierci zorganizował ucieczkę kupca i wywiózł go poza miasto. Kupcowi udało się wyjechać do Turcji, a rodzinę de Lacey zamknięto w więzieniu za pomoc w ucieczce. Wkrótce wypuszczono ich, ale konfiskując cały ich majątek i wypędzając z miasta. Safie nie pojechała za ojcem do Turcji, postanowiła odnaleźć Feliksa i teraz jej się to udało. Wszyscy byli szczęśliwi, gdyż młodzi znów byli razem.
Feliks uczył Safie języka, czytając jej Upadek imperiów Volneya. Potwór także słuchał i poznawał język coraz lepiej. Postanowił, że ujawni się rodzinie, gdy już bardzo dobrze nauczył się mówić. Chciał zdobyć ich przychylność i mieć wreszcie jakichś przyjaciół. Wreszcie nadszedł dzień, gdy postanowił wejść do chaty. Pomyślał jednak, ze najpierw porozmawia tylko ze starcem, był on niewidomy, więc nie mógł wystraszyć go wygląd potwora. Tak też uczynił. Gdy któregoś dnia Agata, Feliks i Safie poszli na spacer, a starzec został sam, zapukał do jego drzwi. Wszedł i zaczął opowiadać mu swoją historię. Mówił, że nie ma przyjaciół, że wszyscy nim gardzą. Powiedział, że idzie do pewnej rodziny, ale boi się, że nie przyjmą go, ze względu na paskudny wygląd. Wtem usłyszał, jak nadchodzą dzieci staruszka. Wtedy rzucił mu się do kolan i powiedział, i powiedział, że to oni są tą rodziną i żeby mu pomógł. Drzwi się otwarł i weszli Feliks, Agata i Safie. Agata na jego widok zemdlała, Safie uciekła, a Feliks zdzielił go kijem. Przerażony potwór uciekł do szopy. Rodzina wkrótce wyjechała na zawsze. Potwór usłyszał rozmowę Feliksa z dzierżawcą, który mówił, że muszą opuścić chatę i chronić ojca, któremu grozi niebezpieczeństwo.
Wszystkie dobre uczucia, które w tym czasie przejawiał twór Frankensteina zmieniły się w gwałtowną nienawiść. W fartuchu, który miał na sobie, a w który odział się jeszcze w laboratorium, gdzie został stworzony, znalazł notatki Wiktora. Teraz wiedział już, kim jest jego stwórca, w jaki sposób go stworzył i jakim obrzydzeniem zareagował na jego widok. Postanowił się zemścić. Ruszył w kierunku Genewy. Po jakimś czasie błądzenia i długiej drogi wreszcie dotarł. Zobaczył niedaleko małego chłopczyka. Pomyślał, że może gdyby go ten mógłby się z nim zaprzyjaźnić, dzieci nie boją się szpetoty, nie mają jeszcze żadnych uprzedzeń. Chwycił chłopca, a ten zaczął się wyrywać i krzyczeć. Nazwał go potworem i ohydą, a potem powiedział, że jego tatuś Frankestein jest znana osobą i go ukarze. Gdy potwór usłyszał znane sobie nazwisko, wpadł w jeszcze większą wściekłość. Postanowił, że chłopiec będzie jego pierwszą ofiarą i udusił go. Później, gdy chciał znaleźć schronienie w szopie, zobaczył tam leżącą młodą dziewczynę. Pomyślał o tym jaka jest piękna i jakby chciał mieć taką towarzyszkę, jednak zaraz potem doszedł do wniosku, że dziewczyna i tak by go nie chciała i postanowił ją ukarać. Wrzucił jej do kieszeni wisiorek, który zerwał z szyi chłopca.
Potwór zażądał od Frankensteina stworzenia mu towarzyszki, takiej samej jak on. Powiedział, że gdy tylko dostanie partnerkę dla siebie, Wiktor już nigdy go nie zobaczy. Wreszcie udało mu się namówić Frankensteina. Zgodził się stworzyć mu kobietę, aby tamten dał mu spokój. Wiktor wrócił do Genewy, ale wciąż nie mógł zabrać się do pracy. Myśl o tym, że znów mógłby stworzyć istotę tak szkaradną przyprawiała go o mdłości. Musiał wyjechać do Anglii, mieszkali tam naukowcy, którzy już kiedyś zrobili coś podobnego. Chciał zapoznać się z ich odkryciami. Tymczasem ojciec namawiał Wiktora na rychły ślub z Elżbietą. Chłopak postanowił, że najpierw musi spełnić swoje zobowiązanie, a dopiero potem może ożenić się z czystym sumieniem. Powiedział, że weźmie ślub z dziewczyną zaraz po powrocie z Anglii. Do Anglii udał się z nim Henryk Clerval. Spędzili tam kilka miesięcy, następnie dostali zaproszenie do Szkocji. W Szkocji Wiktor postanowił opuścić Henryka. Musiał zostać sam, by zabrać się do pracy. Powiedział przyjacielowi, by zaczekał na niego kilka miesięcy. Udał się na wyspę w odległym zakątku Szkocji, gdzie było tylko kilka chat. Nikt się nim tutaj nie interesował i nikt mu nie przeszkadzał. Zabrał się do pracy, całymi dniami pracował, a nocą wypływał łodzią na jezioro, później znów całymi dniami i nocami nie wychodził. Zbliżał się koniec jego pracy. Dzieło było prawie ukończone. Wiktora ogarnęły wątpliwości, nowe jego dzieło mogło być jeszcze gorsze. Zobaczywszy w oknie potwora, rzucił się na swe nowe stworzenie i rozszarpał je na strzępy. Potwór, widząc to, odszedł z wyciem bólu i zemsty. Wrócił chcąc wiedzieć dlaczego Wiktor złamał obietnicę, zagroził mu: „Będę przy tobie w twoja noc poślubną!”.
Gdy Wiktor spakował wszystkie swoje rzeczy, wsiadł na łódź i zaczął płynąć do portu. Ukołysany wiatrem zasnął, a gdy się zbudził, zobaczył, że mocny prąd ściągnął go z właściwego kursu, nie wiedział gdzie jest, zaczął ogarniać go strach. Po wielu godzinach zobaczył ląd. Za wzruszenia zaczął płakać. Gdy przybił do brzegu, otoczyła go gromada ludzi, którzy zaczęli nazywać go łajdakiem i oskarżać o zbrodnię. Okazało się, że w nocy zabito młodego mężczyznę, morderca zaś miał podobno odpłynąć taką sama łodzią, jaką przypłynął teraz Wiktor. Zabrano go przed oblicze sędziego. Kilku mężczyzn zaczęło zeznawać przeciwko niemu. Po rozprawie postanowiono pokazać zamordowanego mężczyznę Wiktorowi, aby zobaczyć, jakie wrażenie na nim zrobi. Gdy zaprowadzono go do pokoju, gdzie leżał zmarły, z przerażeniem stwierdził, że był to jego przyjaciel – Henryk Clerval. Wiktor zaczął rzucać się w konwulsjach, aż stracił przytomność. Przez dwa miesiące był na granicy śmierci, gdy się ocknął, był w więzieniu. Opiekowała się nim kobieta, która była oschła i nieczuła na jego los. Odwiedził go też jednak sędzia, który okazał się przychylnie nastawiony. Przejrzał dokumenty, które Wiktor miał przy sobie, skontaktował się z jego bliskimi i wierzył w niewinność chłopaka. Wiktora w celi odwiedził też ojciec. Po niedługim czasie chłopak został uniewinniony i udał się z ojcem do Genewy. Po przyjeździe zaczęły się przygotowania do ślubu jego i Elżbiety. Wiktor powiedział dziewczynie, że nosi w sobie tajemnicę, którą wyjawi jej po ślubie, gdyż nie chce, żeby mieli przed sobą sekrety. Po przyjęciu weselnym udali się w podróż rzeką. Wieczorem dopłynęli do Evian, gdzie zatrzymali się w gospodzie na noc. Wiktor powiedział do Elżbiety, by się położyła, on sam poszedł sprawdzić jeszcze wszystkie korytarze i zakamarki, czy potwór gdzieś się nie ukrył. Wtem usłyszał przerażający krzyk. Gdy dobiegł do pokoju, zastał już Elżbietę martwą. Na jej szyi widniały ślady rąk potwora. Zobaczył w oknie jego szyderczą twarz. Strzelił z pistoletu w jego stronę, ale potwór uciekł. Oszołomiony i załamany Wiktor wrócił do Genewy. Ojciec załamał się i po kilku dniach umarł. Chłopak postanowił, że pomści śmierć swoich bliskich, znajdzie potwora i go zabije. Najpierw poszedł do sędziego, opowiedział mu całą historię i poprosił o pomoc w schwytaniu przestępcy. Sędzia zdawał się nie bardzo wierzyć jego słowom, powiedział jednak, że zrobi co będzie mógł. Następnego dnia chłopak ruszył w drogę. Dniami i nocami tropił demona. Czasem widział jego ślad, czasem go gubił, jednak niestrudzenie szedł przed siebie. Śniegi i mrozy stawały się coraz większe. Demon zostawiał mu wiadomości, szydząc z niego. Chłopak zaopatrzył się w sanie i powoli zdawał się doganiać potwora. Jednak wtedy pękła kra lodowa i odcięła go od nieprzyjaciela. Wtedy znalazł go statek.
W kolejnych listach Walton opisuje co stało się dalej. Wiktor coraz bardziej zapadał na zdrowiu. Tymczasem statek był w wielkim niebezpieczeństwie. Okrążały go góry lodowe, umożliwiając ucieczkę i grożąc zniszczeniem statku. Załoga zaczęła się buntować. Wymusili na Waltonie, żeby zawrócili i zakończyli podróż, gdy tylko uda im się wydostać z tej sytuacji. Po jakimś czasie lody na rzece zaczęły pękać i droga powrotna była możliwa. W tym czasie Wiktor stał się coraz słabszy. Po kilku dniach zmarł. Wtedy przyszedł do niego potwór. „To też jest moja ofiara! – wykrzyknął. – Poprzez ten mord dopełniły się moje zbrodnie. Oto dobiega kresu nędzne me istnienie! O, Frankensteinie, szlachetna i pełna poświęcenia istoto! Na cóż zda mi się teraz prosić cię o przebaczenie? Mnie, którym cię zniszczył, zgładzając wszystkich, których ty kochałeś. Niestety! Wszak on jest zimny i nic mi nie odpowie...”. Zaczął tłumaczyć Waltonowi swoje cierpienia, powiedział też, że teraz odpłynie na krze daleko i spali się na stosie. Nie chciał żyć dalej. Następnie wyskoczył przez okno i odpłynął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz